piątek, 3 maja 2013

Co się dzieje jak staram się robić coś produktywnego?

Nic. Nie potrafię być produktywna. Nie chodzi tutaj o to, że jestem leniwa, po prostu nie ma we mnie tyle tej energii życiowej, czy też kosmicznej, abym mogła ją włożyć w moje działanie nadając mu sens. Właściwie miło jest wiedzieć, że robiąc coś, robisz to dlczegoś. Wtedy, tak jakby, masz więcej energii, którą możesz w to działanie włożyć. To się chyba nazywa motywacją, ale też nie do końca. Nie wszystko można nią określić. Na ten przykład spotykam się z moją przyjaciółką, dziwnie byłoby nazwać motywacją, że robię to aby znajomość nie umarła, ale robię to właśnie dlatego. Bo ją lubię, jest dla mnie ważna i chyba jestem egoistką, bo czerpię niezwykle wiele z tej znajomości. Próbuję robić coś z sensem, tak dogłębnie, ale jakoś coraz ciężej mi to idzie. Nie łatwiej zrobić czegoś szybko i powierzchownie i mieć to z głowy, bo przecież po co? O nie, jednak nie wszystko robię na tak sobie. Najwięcej siebie wkładam w czytanie książek. Może to dlatego, że każdą czytam tylko raz? Nawet tą najbardziej interesującą, porywającą i w ogóle och i ach. Czemu? Nie lubię znać zakończenia. Dlatego książki czytam długo, czasami całe miesiące, przez "przypadek" zostawiając je w domu, nie biorąc na stancję. Żyję książką przez miesiąc, dlaczego nie mogę żyć nauką, pracami domowymi? Może nie jest to wina enegrii, tylko jej złego ukierunkowania. Wszystko, co do tej pory robiłam, było sztuczne, szczególnie szkoła. O tak, to to było przedstawienie. Aby robić coś dobrze, z sensem, trzeba to robić prawdziwie. Prawdziwie zgłębiam tajniki medycyny, mając już całą masę chorób w głowie. Prawdziwie czytam i daję się pochłonąć moim własnym rysunkom. Nawet prawdziwie oglądam kolejne anime, podłapałam już całkiem sporo z japońskiego. Sztucznie chodzę do szkoły, sztucznie żyję wracając do domu, aby rodzice się nie martwili. Sztucznie wzbudzam w sobie uczucia i sztucznie czuję tak, jak wypada. Wiem, co jest nie tak, więc dlaczego nie potrafię znaleźć recepty na wyleczenie się z tej sztuczności? Jakbym za długo w niej siedziała i wszystko co fikcyjne stało się prawdziwie. A ja? Dwie osoby w jednym ciele i która jest prawdziwa?
Produktywnie myślę za dużo, za dużo analizując i za dużo wiedząc.



Psycho.

środa, 1 maja 2013

Co się dzieje 1. maja?

Pierwsza notka w pierwszym dniu miesiąca? Zbieg okoliczności? No jasne, nie wszędzie są teorie spiskowe! Na szczęście wolne. Szczęście dla mojego zdrowia psychicznego, którym w odróżnieniu od tego fizycznego, trudno mi się zająć. Jeszcze większa radość, że przerwa trwa aż dwa tygodnie. Chwała maturom! I dniom dyrektora! Chwała napewno nie mi. Nie ma się co chwalić wszamaniem trzech batoników i pół ciacha z czekoladą... Dobrze, że mamcia nie widziała. Jest bardziej rygorystyczna, jeżeli chodzi o moją dietę ode mnie. W sumie jaka to dieta? Mało węglowodanów i mleka, bo są tam hormonki, których i tak mam w nadmiarze? Swoją drogą jak już jestem przy dietach, przydała by się jakaś konkretna. Znów stając na wadze z pełnym brzuchem zauważyłam jedynie równie 40 kilo. Ktoś tu chyba... zapomniałam słowa... Zdarza się. Chcę przytyć! Jem i jem i jem i chudnę. Ech... To się nazywa szczęście w nieszczęściu. No ale może chodziaż w cycki pójdzie... nie. Podchodząc do tego bardziej filozoficznie - jak nie w tłuszczu, jak nie w cyckach to gdzie? Ostatnio coś nie mam weny. Nie lubię za bardzo tego słowa. Nie wiem, co narysować. Ćwiczyłam kobiece postacie i na tym stanęło. Przynajmniej już wiem jak narysować łydki z odpowiednim łukiem. Brałam się za dłonie, ale to też jakoś łatwo mi się przyswoiło. Może usta? To chyba dobry pomysł. Może w końcu narysuję jaką postać z twarzą?


Psycho.