piątek, 26 września 2014

Co się dzieje w szkole?

Dzisiaj nie będzie przemyśleń ani żadnych podobnych uniesień natury psychologicznej. Dzisiaj dam upust swojej frustracji.
Jako osoba prawie-skrajnie wyobcowana i z brakiem jakichkolwiek zapędów uspołeczniających, szkoła jest dla mnie dziwnym miejscem. Takim najodleglejszym skrawkiem jakieś zupełnie innej rzeczywistości. Biorąc jeszcze pod uwagę, że liczba uczniów w mojej szkolne nigdy nie spada poniżej 500 (nawet po odejściu klas trzecich) mam już całkowite tłumaczenie takiego stanu rzeczy. Zazwyczaj skupiam się na sobie: przejść z punktu A do punktu B; załatwić sprawy w punkcie C; dotrzeć do punktu D - domu. Jednak, jak łatwo zauważyć, na każdym kroku spotykam kogoś. Taka sytuacja, chociaż stresowa, nie niesie za sobą żadnych konsekwencji, nawet najtyciejszych. Dlaczego więc to wszystko? Niektóre zdarzenia powiększają tyciość do rozmiarów ogromnych. 
Schody. W mojej szkole znajduje się pięć klatek schodowych. Budynek ma dwie kondygnacje+parter i piwnica. A teraz sytuacja, kiedy ktoś nagle sobie przypomina, że idzie w złą stronę. Na schodach. Aby jeszcze spotęgować zamieszanie, wspomniana osoba zaczyna się zastanawiać, gdzie powinna pójść. Na schodach. Dorzućmy te 500 osób. Ach, i 5 minut przerwy.
Korytarze. Oprócz głównych na każdym piętrze, są jeszcze boczne. Klas jest ok. 40. Kolejna sytuacja - korytarz, który ma 4-5m szerokości i uczniowie. Wszędzie uczniowie. Wspomniałam o pięciominutowej przerwie?
Szatnia. Jest skonstruowana nadzwyczajnie prosto - 1 klasa -2 klasa -3 klasa. Korytarz w szatni nie jest już jednak tak szeroki. I teraz kolejne wyobrażenie - wszędzie uczniowie wymieniający buziaczki na przywitanie i dzwonek w tle. A lekcja na ostatnim piętrze.
Czy może być coś bardziej frustrująco-denerwująco-żenujące? Jestem pewna, że tak, jednak na chwilę obecną mam tylko tyle. Szkoła jest naprawdę dziwna.
Psycho.